Józef Wilkoń. Nie jestem zdobywcą

Droga towarzyszy człowiekowi przez całe życie – mówi Józef Wilkoń, malarz, artysta. – Przejście, przejazd wiąże się z zatrzymanym obrazem. Prawie nie ma dróg, które nie pamiętamy. No, chyba że autostrady, które istnieją, by przejechać, a co mijamy, nie jest istotne. Autostrada zamknięta barierami jest wręcz nieludzka.

* Józef Wilkoń. Wybitny ilustrator. Jego dorobek to blisko dwieście książek dla dzieci i dla dorosłych. Ilustrowane przez niego wydawnictwa przetłumaczono na ponad dwadzieścia języków.

Zmieniający się pejzaż za oknami samochodu jest dla Józefa Wilkonia refleksją na temat przyrody i drogi. Jak na ilustratora, malarza i historyka sztuki przystało, widzi podróż kolorami. Przeczytajcie co ma do powiedzenia Józef Wilkoń

Stefan Wroński: Dlaczego podróżujesz z kaczkami?

Józef Wilkoń*: Każdego dnia przynosiłem jedną kaczkę mojej umierającej żonie do szpitala. Chciałem jej uwagę choćby na trochę odwrócić od choroby. Potem pojechałem z nimi do Bolonii na targi książki. Na bramce lotniskowej włączył się alarm. Miałem je w kapeluszu. Jeden z celników zadał to samo pytanie: dlaczego podróżuje z kaczkami? Odpowiedziałem, że ze słoniem byłoby to trudniejsze.

Józef Wilkoń przy pracyJózef Wilkoń przy pracy

Czy zawsze zabierasz coś z domu w podróż?

Nie. To był kaczy przypadek, a została ciekawa anegdota.

Dużo podróżowałeś z żoną. Obrazy powstałe w trakcie tych wyjazdów nazwałeś „Autowidoki”. Na wielu z nich namalowałeś drogę katowicką. Dlaczego?

Rysunki powstawały na kolanie, notatki błyskawiczne, niebo-ziemia. Katowicka była jedyną i najszybszą drogą na zachód. Drogą do innego świata.

Taka renoma trasy katowickiej nie dziwi przed zmianami ustrojowymi w Polsce. Czy dzisiaj droga dalej jest dla Ciebie tak ważna? 

Droga towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Przejście, przejazd wiąże się z zatrzymanym obrazem. Prawie nie ma dróg, które nie pamiętamy. No, chyba że autostrady, które istnieją, by przejechać, a co mijamy, nie jest istotne. Autostrada zamknięta barierami jest wręcz nieludzka. Stawia problem podróży w zupełnie innym świetle. Dla mnie podróż samochodem wiąże się z widzeniem świata wokół drogi. Bariery, z którymi wiążą się autostrady, są ohydne, przerażające, źle działają psychicznie. Autostrada może ma sens dla ludzi skupionych na działaniu, skoncentrowanych tylko na celu. Ale to jest sens uproszczony, zupełnie spłycony.

W „Autowidokach” widać to o czym mówisz, poprzez zwierzęta przebiegające przez drogę. 

Człowiek jest intruzem ze swoim samochodem. Zwierze ma swój przesmyk. Przejście jest dla niego stresujące. Zachowuje się płochliwie i słusznie. Ale jest to też okazja, żeby takie zwierzę zobaczyć. Ważną dla mnie trasą jest też lubelska. Jeździłem nią do rodziców. Mam z niej bardzo dużo rysunków. Przepiękna jest animacja światła w tunelach z drzewostanu. W związku z tym mam kult drogi, która daje te efekty. A przy okazji pretensje do ludzi, którzy wycinają przydrożne drzewa, gdy tylko jakiś szaleniec się zabije. Takie drogi należą do polskiego krajobrazu.

Józef Wilkoń. Ptaki szykujące się do odlotu

Józef Wilkoń i jego malarska podróż

Mógłbyś samemu podróżować?

Wyjazdy kojarzą się mi ze zmarłą żoną. W dużej mierze jej śmierć zmieniła również relacje z podróży. Wiązały się one z jej osobą. Przywykłem mieć towarzysza podróży, wspólnika.

Towarzysza o podobnym nastawieniu psychicznym i intelektualnym? 

Moja żona bardzo dobrze prowadziła samochód, a to pozwalało mi na rysowanie i na notatki. Z kimś innym to już nie ta sama podróż.

Czytałem relację z Twojego wyjazdu po Arizonie. „Droga z Grand Canyon na północ. Brzegi opadają, lewy stok wyższy, kamieniste przepaście, jakby rozpękła się ziemia w ogromne rysy. Zmieniają się barwy od rodzajów minerałów i roślin i od światła. Jedziemy w pięknym popołudniowym świetle. Ostre końce wystających skał, czasem wystające skały, ukazują różne warstwy. Kolory /od niebieskiego do różu/. Dolina porosła kępami roślin, od szaro-żółtej do ciemnozielonej, większe krzewy, jakby kosodrzewiny. Gorący koloryt lub szaro- zielono- beżowo-żółty. Czasem zbocze pagórków w tonacji zielono-beżowej. Ciemne plamy zieleni krzewów na beżowo-złotym piasku jak futro pantery.” Malarska i bardzo wizualna wizja tego, co za oknem?

To moje relacje z kontaktu z pejzażem, przyrodą. Porównuje drzewa, krzewy, nawet trawy. Gdy jeździłem po Stanach Zjednoczonych, moje wrażenia dotyczyły różnic w przyrodzie.

Wielu ludzi jeździ gdzieś, by odbębnić kierunek, na przykład chcą wejść na wieżę Eiffla, bo to należy zrobić w życiu, jak muzułmanin który musi zobaczyć Mekkę. Czy tak jest u ciebie? 

Mnie to nie bawi. Nie jestem zdobywcą. W wielu przypadkach wyruszałem na wyprawy profesjonalne. Jednocześnie jeździliśmy samochodem i to było dobre. Znacznie lepsze od podróży lotniczej, która skraca wyjazd do tego stopnia, że po drodze nic nie widzisz.

Józef Wilkoń

A jednak dziadka namalowałeś jak lata? 

Jestem jego imiennikiem, a on był dróżnikiem. Leci za pociągiem w książce „Siedem księżyców” Wandy Chotomskiej. Nigdy nigdzie się nie ruszył, tylko otwierał drogę pociągowi.

Dlaczego go tak pokazałeś?

Chciałem mu nadać jakiś szerszy sens. Nie znałem dziadka, ale wiedziałem, że był osobą szczególną, bo ponad poziom mentalność dziadków w tym czasie. Był dobry dla dzieci, kształcił, fotografował. Prowadził dzieci do zakładów nadwornych fotografów cesarza Franciszka we Lwowie i w Przemyślu. Skąd on miał na to pieniądze?

Józef Wilkoń nie dla korridy

Byłeś w Stanach Zjednoczonych, zjeździłeś Japonię, niemal całą Europę. Pamiętasz szczególnie którąś ze swoich tras?

Pamiętam drogę z surowej Hiszpanii, za nami unosił się tuman kurzu, gdy jechaliśmy przez La Manchę. Przypominam sobie kamienny pejzaż, jakby głazy spadły z nieba, jakby sam diabeł je porozrzucał. Widziałem także cudowne sierpniowe pejzaże, na poboczach wyschłe srebrzysto-złote trawy i tylko oliwki miały niebieskawo-zielony koloryt. Na tej spalonej słońcem trawie pasły się byki w zagrodzonych poletkach. W słońcu mieniły się granatem z niebieskim blaskiem. To było niesamowite. Toros Bravos. Potem byliśmy w Madrycie i kupiliśmy bilety na korridę. Weszliśmy na nią przed spektaklem, zobaczyliśmy w pełnym świetle ten piasek. Byki były jeszcze pozamykane w pomieszczeniach. Uznaliśmy, że nie będziemy tej korridy oglądać, zrezygnujemy ze spektaklu.

Z powodu tego widoku byków na łące?

Niektórzy uznali to za duży błąd. Nie chciałem widzieć korridy i nie żałowałem tej decyzji. Widziałem arenę w piachu, w spiekocie. Wyobrażałem sobie wypuszczonego z ciemnej stajni byka, oślepionego przez słońce. Zwierzak dostaje obłędu.

Józef Wilkoń praceJózef Wilkoń prace

W książkach, do których rysujesz, częstym motywem jest podróż. Miałeś wydać Don Kichota.

Jeszcze się to nie udało. Don Kichot to jest permanentna podróż. Zrobiłem rysunki za to do „W nieparyżu i gdzie indziej” Anny Kamieńskiej, której tekst nawiązuje do Don Kichota. Podróż wieczna.

To może być dla wielu pociągająca perspektywa?

Podróż kojarzy się z życiem, losem ludzkim. Wiąże się z wyjazdem i dotyczy osób, które prowadzą osiadły tryb życia. Jestem człowiekiem, któremu najlepiej pracuje się w Zalesiu Dolnym pod Warszawą. Nigdy nie chciałem zmienić miejsca, budować pracowni gdzieś w świecie. Z przyjemnością odbywam podróże, a jednocześnie wracam. Tak jak ptaki wracają na miejsce po przelotach. U mnie jest tak, że musi być miejsce, do którego się wraca.

Józef Wilkoń

foto: Krzysztof Hejke. Archiwum Fundacji Arka