Koniec świata, na którym nie będziesz się nudzić…

Czy na końcu świata można się nudzić? W miejscu, w którym Księżyc uciekała przed Słońcem i gdzie znajduje się brama Antarktydy…

Sącząc gorącą herbatę, w jednym z hosteli na Końcu Świata, przyglądamy się z niedowierzaniem czarno-białym fotografiom nagich mężczyzn. Stożkowe nakrycia głowy zasłaniają ich twarze, ciała pokrywają niepokojące malowidła. Takiej charakteryzacji nie powstydziliby się twórcy hiszpańskiego kina grozy. W rękach nie trzymamy jednak magazynu filmowego, lecz album „Hain” autorstwa Ann Chapman, antropolożki zgłębiającej kultury ludów Ziemi Ognistej. Badaczkę interesowali szczególnie Indianie Selknam, zwani również Ona – jedno z czterech żyjących na tych terenach plemion. Być może to właśnie ich ogniska zobaczył w 1520 roku Ferdynand Magellan, dopływając do wybrzeży archipelagu, który nazwał Tierra del Fuego (Ziemią Ognistą).

Fotografia w albumie Ann Chapman

Fotografia w albumie Ann Chapman

Księżyc ucieka przed Słońcem

Hain, czyli uwieczniony na zdjęciach obrzęd inicjacyjny, przed młodymi Selknami odkrywał pilnie strzeżoną tajemnicę. Sekret znany do tej pory wyłącznie dojrzałym przedstawicielom męskiej części wspólnoty.

Było tak: w zamierzchłych czasach światem Ona rządziły kobiety. Przebierając się za groźne duchy, przejęły kontrolę nad mężczyznami. Zostały jednak zdemaskowane przez Słońce. W akcie zemsty za dotychczasowe upokorzenia, mężczyźni zabili wszystkie niewiasty – poza niewtajemniczonymi w mistyfikację młodymi dziewczynami. Ocalała również Księżyc, uciekając przed swym oblubieńcem Słońcem na nieboskłon. Od tej pory to mężczyźni przebierali się za duchy, sprawując w ten sposób władzę nad kobietami. O tym właśnie młodzi chłopcy dowiadywali się podczas obrzędu Hain.

Ceremonia, utrwalona na zdjęciach przez etnologa Martina Gusinde, wykorzystanych następnie w książce Anne Chapman, miała miejsce w 1923 roku. Około 50 lat później zmarła Ángela Loij, ostatnia pełnej krwi przedstawicielka ludu Ona.

Tragedia spotkania

Selknam poradzili sobie z zimnem i nieprzyjaznymi warunkami życia, najbardziej na południe wysuniętej części Patagonii, nie przetrwali jednak spotkania z białym człowiekiem.

Podobny los spotkał Indian Alakaluf i Haush oraz plemię Yamana, którym za ochronę przed zimnem służył jedynie foczy tłuszcz, wcierany w nagie ciała. Ziemie, które były ich domem, okazały się atrakcyjnym kąskiem dla białych kolonizatorów, przede wszystkim hodowców owiec i bydła, ale też poszukiwaczy złota i różnej maści awanturników. Ich obecność przyniosła Indianom przemoc, głód i choroby, a w konsekwencji – unicestwienie.

Po żyjących na Ziemi Ognistej indiańskich plemionach, pozostała do dzisiaj jedynie ekspozycja Muzeum Końca Świata w Ushuai oraz zdjęcia w albumach Ann Chapman. Jeden z nich, trafia do naszych rąk w hostelu o nazwie Haush, typowym backpackerskim przybytku, jakich wiele w Ushuai, najdalej na południe wysuniętym mieście Tierra del Fuego.

Niewiele miejsc może pochwalić się położeniem na Końcu Świata. Jednocześnie żadne inne, nie znajduje się tak blisko lodowych brzegów Antarktydy. Pobliskie Port Williams – znacznie dalej zlokalizowana chilijska osada – nie posiadając odpowiedniej infrastruktury, ani statusu, długo jeszcze nie odbierze Ushuai tytułu miasta na Końcu Świata.

W Ushuai próżno jednak szukać atmosfery zagubionego na antypodach miasteczka, któremu początek dała kolonia karna. Ale i atrakcje, jakie oferuje to miejsce do prowincjonalnych nie należą. W końcu Ushuaia to port, z którego startują rejsy w kierunku Antarktydy. Chętnych nie brakuje, mimo, że przyjemność obcowania z podbiegunowymi krajobrazami, do tanich nie należy. Dziesięciodniowa podróż to wydatek rzędu 4-5 tys. dolarów.

Park Narodowy Tierra del Fuego

Park Narodowy Tierra del Fuego

Rejs po Kanale Beagle'a, wyspa pingwów

Rejs po Kanale Beagle’a, wyspa pingwów

Park Narodowy Tierra del Fuego

Park Narodowy Tierra del Fuego

Rejs po Kanale Beagle'a, wyspa pingwinów

Rejs po Kanale Beagle’a, wyspa pingwinów

Koniec świata bez nudy

Co z tymi, którzy nie mogą ruszyć na antarktyczne wody, a koniecznie chcą spojrzeć na okolicę z perspektywy pokładu statku lub innej pływającej jednostki? Rejs po Kanale Beagle’a jest do tego świetną okazją. Wyspa kormoranów, lwów morskich, malownicza latarnia i na koniec możliwość oglądania pingwinów magellańskich to główne punkty tej kilkugodzinnej wyprawy. Bilety na rejs sprzedaje prawie każda budka-agencja w porcie.

Wróćmy jednak na ziemię, a dokładnie w okolice Ushuai, do Parku Narodowego Ziemi Ognistej. Tam, 11 km od miasta, czekają ośnieżone szczyty, torfowe mokradła, jeziora i porośnięte bukami stoki. Wśród nich dobrze wytyczone szlaki, ale i miejsca dzikie – idealne dla miłośników podwyższonego poziomu adrenaliny.

Dorzućmy jeszcze możliwość przejażdżki Tren del Fin del Mundo, trasą linii kolejowej położonej w przeszłości przez więźniów, lub poszusowania na nartach z najdalej na południe ulokowanej stacji Cerro Castor.

Nie ma wątpliwości, że na Końcu Świata nie można się nudzić.

Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie przy tablicy z napisem „Ushuaia fin del mundo” i możemy ruszać dalej, ze świadomością, że na Końcu Świata już byliśmy.

W czasie rejsu po Kanale Beagle'a

W czasie rejsu po Kanale Beagle’a

Autorzy: Marta i Sławek Wójciakowie, zwiedzajacswiat.com

Tekst jest relacją z wyprawy „Kordyliera Patagońska plus”, którą objęliśmy naszym patronatem medialnym. Jeśli jesteście zainteresowani uzyskaniem takowego – zapraszamy do kontaktu!