Wyzwania w podróży wymagają od wagabundy dużo energii. Najlepiej zatem się wysypiać. Ale czasem się nie da. O swoich doświadczeniach ze snem podczas samotnego rejsu dookoła świata opowiada Natasza Caban.
Jesteś śpiochem?
Absolutnie tak! Nie poznałam w życiu większego śpiocha niż ja sama. Moment zasypiania, gdy nie muszę nastawić budzika, jest dla mnie jednym z fajniejszych chwil w ciągu dnia. Uwielbiam często zasypiać, nawet jeśli są to tak zwane „power napy”, chwilowe, dwudziesto-minutowe drzemki w ciągu dnia. Te uczucie odpływania jest cudowne…
Jak lubisz zasypiać?
W horyzontalnej pozycji. Koniecznie muszę być czymś przykryta. Mam wtedy poczucie bezpieczeństwa. Skoro mogę zasnąć… Nie jestem już sama na oceanie. Sen jest dla mnie luksusem.
A gdy byłaś sama na oceanie, dodam że na niewielkim jachcie, podczas rejsu dookoła świata. Jak spałaś?
Jak najszybciej! Na zapas. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy znowu będzie można zmrużyć oczy. Czasem na stojąco. Na siedząco. Czasem spałam już zanim położyłam głowę na poduszkę. Spałam krótko, ale intensywnie. Co piętnaście, dwadzieścia minut wybudzałam się, żeby zobaczyć horyzont. Wzrokiem szukałam statków, które mogłyby mnie mijać.
Samodzielnie się wybudzałaś?
Skąd, przecież mówiłam, że jestem śpiochem. W moim przypadku najlepiej sprawdzają się tzw. „jajeczniki”, które zwykle używamy w domu do odmierzania czasu gotowania jajek. Łatwo go przestawić i nie trzeba się do końca rozbudzać…
Czy można się wyspać w takim systemie?
Tak. Ale pod paroma warunkami. Wszystko musi być dobrze z jachtem, gdy jest się z dala od tras statkowych, nie ma dużo rybaków, sieci czy też raf koralowych, wtedy można w ten sposób spać cały dzień.
Natasza Caban. Ustczanka. Oficer statków handlowych. Samotnie opłynęła Ziemię na jachcie Tanasza Polska w latach 2007-2009. W trakcie rejsu współpracowała z fundacją Anny Dymnej Mimo Wszystko. Ambasador fundacji IRMA.
Czy zdarzyło ci się zignorować „jajecznika” i dłużej pospać na jachcie?
Nieczęsto, ale tak. Zmęczenie brało górę. Często zastanawiałam się, ile razy śpiąc przepłynęłam blisko burty innej jednostki. Mój jacht był mały i miałam świadomość, że nie zawsze jestem zauważana na radarach. Takie myśli nie pozwalały zasnąć, a przecież trzeba odpocząć. Gdy jesteś zmęczony popełniasz błędy. One kosztują. Na morzu za błędy jest jedna moneta… życie.
Ja bym ze stresu nie zasnął.
Nauczyłam się żyć z tym strachem. I za każdym razem zamykając oczy miałam świadomość, że już może ich nigdy więcej nie otworzę. Dodam, że sama nie miałam radaru. Nie mogłam ustawić sobie alarmu, gdyby wykrył on zbliżające się statki.
Co z koncentracją, energią do pracy, stresem podczas takiego płynięcia? Jak sobie z tym radziłaś?
Energia płynęła, bo było ciężko i walczyłam o życie. Każdy z nas ma to w sobie. Możemy więcej niż myślimy. Ja już to wiem. Do wszystkiego da się przyzwyczaić, nawet do rzeczy, do których się przyzwyczaić nie da. Koncentracja? Adrenalina pomaga, ale byłam też konsekwentna i do granic możliwości powtarzałam proste czynności.
To znaczy?
Nauczyłam się gospodarować czasem. Kontrolowałam małe rzeczy wokół siebie. Sprawdzałam raz i drugi. Miałam plan A. Miałam też plan B i C. I od nowa sprawdzałam wszystko dookoła. Bo skupienie się na drobnostkach zapobiegało błędom.
A stres?
Miał mnie motywować. Parę sytuacji sprawiło, że cała się trzęsłam, płakałam, albo krzyczałam sama na siebie. Gadałam do siebie, że wszystko będzie dobrze. Często zasypiając, gdy już było lepiej, wyobrażałam sobie, że ktoś za mnie steruje. Że jest ktoś, kto zajął się jachtem. I ja mogę odpocząć. Czasem kładłam sobie rękę na plecach. Sama siebie obejmowałam, jakby ktoś był przy mnie. Żeby poczuć się choć trochę bezpieczniej.
Czy trudno się przyzwyczaić do takiego systemu spania?
Nie. Choć każdy z nas jest inny. Nie miałam problemu, bo wiedziałam, że zależy od tego moje życie. Albo wstaniesz, albo już nigdy nie otworzysz oczu… Wybór należy do ciebie.
A odzwyczaić od takiego systemu?
Bardzo łatwo, aczkolwiek… Jeszcze pół roku po rejsie, gdy wzmagał się wiatr, miałam ścisk w żołądku, że pewnie znowu będzie ciężko, że coś się zepsuje… Często krótko po zakończeniu rejsu budziłam się w nocy, w stresie, że pewnie zaspałam. Rozglądałam się dookoła… wtedy przychodziła myśl: „wszystko dobrze, jestem w domu”.
Jaki był twój najdłuższy okres bezsenności?
O ile pamiętam około trzech dni. Nie mogłam się ruszyć, spać i nie spać. Byłam zbyt zmęczona by zasnąć. Były ciężkie warunki pogodowe. Miałam techniczne problemy na jachcie. Przeciekał. A pompa, która miała usuwać wodę przestała działać. W dodatku byłam chora, z gorączką. Przechodziłam przez bardzo uczęszczany szlak statków… Złożyło się wiele czynników.
Jak reaguje na takie niespanie twój organizm?
Mogę długo wytrzymać trudne okresy, czasem myślę, że dziwnie długo. Ale jak już mogę odpocząć to równie długo się regeneruje. Czasem tydzień, dwa odsypiam. Chodzę nieprzytomna. Napuchnięta.
Teraz pracujesz na luksusowych jachtach z wieloosobową załogą. Czy możesz porównać twój poziom wyspania?
Wszystko zależy. Na jachcie, na którym właśnie pływam, pracuję po dziewiętnaście godzin dziennie. Pracuje fizycznie każdego dnia. Muszę być odpowiedzialna, skoncentrowana na mostku. Zaczyna mi być bardzo ciężko. Ale w wieloosobowym składzie zawsze można poprosić o pomoc, a taka myśl, sama w sobie jest wielkim odciążeniem.
Czy sen ma wpływ na jakoś pracy na statku?
Ja bym rzekła, że oprócz doświadczenia, osobistych cech charakteru, wypoczęta załoga jest jednym z najważniejszych czynników wydajności pracy.
Jaki sen jest dla ciebie najlepszy?
W bezpiecznym miejscu, przykryta, przy kominku. W górach, lesie. Z ukochaną osobą, w jej objęciach. Bez nastawionego budzika. To jest ważne. Po dobrym seksie.
Jak sypiasz w domu?
Zależy… Często zmagam się z jet lagiem. Często pracuję, a najlepiej pracuje mi się w nocy, więc idę spać z ptakami. Ogólnie jestem nocnym markiem. Myślę, że jak już będę miała swoje miejsce na Ziemi, wtedy mając własne łóżko będę spała doskonale.
Czy masz sny, a jak tak to opowiedz mi jeden?
Na rejsie pamiętam doskonale jeden, śnił mi się mój tatko. Szarpał mnie za ramię i kazał się obudzić. Szarpał i szarpał, aż się obudziłam. Duży statek rybacki płynął wprost na mój dziób, był może z kabel przede mną (185,2 metrów) w wysokich falach. Nie widział mnie. Ledwo się minęliśmy…