Podróż nie była daleka, ale za to niezwykła. Celem było spożycie lunchu przygotowanego przez Olivera Nasti, szefa francuskiej restauracji Le Chambard w Kayserbergu. Nasti posiada dwie gwiazdki Michelina i cztery czapki Gault & Millau. Droga z redakcji na Grochowie do hotelu Sofitel, a dokładniej Le Victoria Brasserie Moderne w Warszawie.
Fragment by przypomnieć wam jak to kiedyś było.
https://www.youtube.com/watch?v=I_siNjFiMDQ
Tymczasem Oliver Nasti przyjechał na zaproszenie Macieja Majewskiego, szefa kuchni Le Victoria Brasserie Moderne i zaserwował niezwykłe cudeńka. Danie pierwsze to popis umiejętności mistrza, czyli jajko 64.

Pod tym kapturkiem wyglądającym jak naleśnik z białka, znajduje się żółtko gotowane przez godzinę w temperaturze 64 stopni Celsjusza. Konsystencję ma pasty do zębów. Mniam.
Takich zjadłem dwa, bo na szczęście usiadłem koło tłumaczki mistrza, która była na diecie. No cóż? Mam się wstydzić łakomstwa?
Do każdego dania przygotowano odpowiednie wino i muszę przyznać słuszność tym wszystkim krzykaczom, także w mojej rodzinie, którzy twierdzą, że posiłek bez dobranego trunku, to tylko połowa szczęścia. A wiadomo, że jak całe szczęście z pewnością nie jest jej połową.

A to było tylko troszkę mniej smaczne niż szczupak. Tutaj jest i okoń morski, i mule, i ostryga i w końcu palony por. Jak widać zacząłem wybrzydzać: “ę”. “ą”.
Kuchnia powinna być wizerunkiem szefa, ale także jest osadzona w konkretnym regionie. Skoro jestem z Alzacji, nie mogę wyjąć swojej pracy z tego kontektsu. Co nie znaczy, że zamykam się wyłącznie na smaki i techniki alzackie. Jeżeli gdzieś podróżuję i spotkam jakiś smak, technikę, produkt, który mi się podoba, to go wykorzystam u mnie w kuchni – powiedział mi Oliver Nasti.

A tu drodzy moi jest mus migdałowy, te płatki to nic innego jak trufle, a czerwone mięso to po prostu pyszny gołąbek.
Przykład podpatrzonych technik? – pytam się mistrza.
W restauracji Noma w Kopenhadze paliłem jajko przepiórcze jak papieros. Mówię o jajkach, bo kocham jajka.
Nie mam więcej pytań.