Romuald Koperski: gdy się czegoś boisz, zrób to

Jest się mokrym, nie widać słońca. Jest szaro-buro, niekończąca się szarość, ogromna przestrzeń. Organizm w pewnym momencie nakazuje zwiewać… Ale dokąd? – mówi Romuald Koperski, który samotnie przepłynął Atlantyk na ciasnej łodzi wiosłowej. – Nie ma ucieczki.

Romuald Koperski w Gdańskiej Oliwie na kawie. Wygląda… Statecznie. A jest przecież podróżnikiem, pisarzem, przewodnikiem po Syberii, lotnikiem. Posiada rekord Guinnessa w najdłuższym koncercie fortepianowym na świecie i mocny uścisk dłoni. Zdobył pierwszego Kolosa w historii tego konkursu w kategorii Podróże za spływ rzeką Leną i po kawie lubi zapalić papierosa, mówi że już kilka razy rzucał, ale ciągle wraca. A ostatnio przepłynął w pojedynkę ocean Atlantycki na Pianiście, maciupkiej łodzi wiosłowej. Nie uwierzycie co ma w planach…

Kolejny wyczyn na pana koncie…

Romuald Koperski: Małpę można posadzić i przepłynie trasę, którą pokonałem. Dać jej tylko maszynę do wydawania dziennych porcji bananów, a będzie krążyć pomiędzy niżami i wyżami, by w końcu dopłynąć do Karaibów. To nie jest znowu taki wyczyn.

Romuald Koperski w 77 dni samotnie przepłynął Atlantyk.

Romuald Koperski w 77 dni samotnie przepłynął Atlantyk.

Przewiosłować Atlantyk to nie wyczyn… Fałszywa skromność.

Daj spokój, umówmy się, nikt nigdy nie przewiosłował Atlantyku. Wszyscy pływali w pasatach, albo prądach morskich, a gdy tylko pojawił się sztorm, który zagrażał bezpieczeństwu, wyprawę odwoływano. Tak było w moim przypadku, gdy cztery lata temu próbowałem przepłynąć Pacyfik na tej samej łodzi wiosłowej i z powodu orkanu nie dałem rady.

Pan przecież nigdy nie pływał…

Znalazłem się w nowym środowisku. Meteorologie i nawigację znam z lotnictwa. Tutaj znalazłem się sam w obliczu potęgi oceanu. Prawdziwa samotność, z którą należy się zmierzyć. Można liczyć tylko na siebie, a nie na tej fałszywej świadomości, że ktoś twoją robotę zrobi za ciebie. W dodatku wszędobylska słona woda, przez którą miałem odleżyny, czyraki, strupy, rany się nie goiły i ropiały. Miałem tylko dwa i pół litra słodkiej wody dziennie.

Pianista ma długość 1,8 metra, a szerokości jest 0,5 metrowej.

Pianista ma długość 1,8 metra, a szerokości jest 0,5 metrowej.

Na picie, jedzenie i mycie?

Nie marnowałem wody na mycie się. Jedynie w czasie deszczu szybko się mydliłem i gdy miałem szczęście, a deszcz był wystarczająco długi, spłukiwałem się. Często zostawałem z pianą na głowie.

Czyli walka z samym sobą?

Jest się mokrym, nie widać Słońca. Jest szaro-buro, niekończąca się szarość, ogromna przestrzeń. Organizm w pewnym momencie nakazuje zwiewać… Ale dokąd? Nie ma ucieczki. Dwa razy miałem stan agorafobii, czy też klaustrofobii.

Co wtedy pan robił?

Musiałem natychmiast się czymś zająć, choćby kawę przygotować. Plus odpowiednie nastawienie, które trzeba mieć w sobie.

Czyli?

Pozytywne myślenie w podróży i w życiu codziennym. Trzeba umieć sobie powiedzieć, że na przykład padający deszcz jest dobry, bo się przecież nie kurzy. Bardzo ważne jest nastawienie, że jest fajnie, wręcz kapitalnie.

Niepoprawny optymista z pana.

Mam prawo być szczęśliwym, a ilu w naszym kraju jest nieszczęśników… Większość z nas ma garnek i co do niego włożyć. Mamy telefony, ciepłą wodę w kranie, toaletę, leżankę i stół. Brak tego ostatniego na tych paru metrach kwadratowych Pianisty był bardzo odczuwalny. Mamy tyle a jednak jesteśmy smutasami. A wiesz jak było na Tobago?

Coś tam wiem, byłem na Karaibach.

Ludzie żyją na luzie, a my w kraju ponuraków. Wielcy ciemnoskórzy, prawie, że z kością w nosie, tacy na których widok przeszedłbyś na drugą stronę ulicy, a oni uśmiechnięci. Zapraszają. Są ciekawi. Rozmawiają. Od ósmej rano głośniki, muzyka, rum. Pytania. Wieczorem samba, rumba. Kto chce ten gra. Im życie tak mija. Luz, blues. Co jest największym koszmarem Polaka?

Mam swoich kilka koszmarów, na przykład…

Winda. Perspektywa, że siedzisz w windzie z nieznajomymi ludźmi. Chcesz jak najszybciej stamtąd wyjść. Na biednym Tobago jest szczęśliwie. Może przez pogodę? A może po prostu żyją tam inni ludzie?

Pianista podczas rejsu przewrócił się dwa razy. Skonstruowano go tak, aby wstawał nawet będąc do góry dnem.

Pianista podczas rejsu przewrócił się dwa razy. Skonstruowano go tak, aby wstawał nawet będąc do góry dnem.

Czy Ocean i Syberia są do siebie podobne?

Jeśli chodzi o przestrzeń, tak. Ale ocean to zupełnie co innego. Inna planeta. Wieczny rozkołys i nic z tym nie zrobisz. Bliskość przyroda. Sama się tworzyła wokół Pianisty. Cały czas miałem przy burcie określone gatunki ryb. Dzięki temu nie byłem w pełni sam.

Nawet jak człowiek podróżuje sam, to nigdy nie jest tak, aby nie znaleźć towarzystwa.

Na Syberii człowiek zawsze kogoś spotka po drodze. Po to się podróżuje, by spotkać drugiego człowieka. Gdy płynąłem Leną, Kołymą, wiedziałem, że zaraz będzie jakaś wioska. Spotkam ludzi, pogadam, wódki się napiję, oprowadzą mnie po okolicy. Na Atlantyku jest pełna samotność.

Czemu nie było pana na Kolosach w tym roku?

Nie uczestniczyłem, bo wcześniej zostałem zaproszony na Dni Podróżnika we Wrocławiu. Rejs zakończyłem w 2017 roku, więc mogę na Kolosach wystąpić w przyszłym roku z tą wyprawą. Nawet się cieszę, bo będę miał już wtedy książkę.

O czym?

O tej podróży, ale bardziej o tym o czym sobie tutaj gadamy. Mamy prawo być szczęśliwymi.

Jest już w planach kolejna przygoda?

Nabyłem samolot dwupłatowy AN-2. Chcę się nim kopnąć przez Syberię trasą Bolesława Orlińskiego, który kilku etapowo przeleciał z Warszawy do Tokio w 1926 roku. Potem mam zamiar polecieć dalej i zrobić pętlę wokół świata. Chcę lecieć według starych metod, czyli z busolą, mapą, trójkątem nawigacyjnym, bez GPS-a. Daję sobie dwa lata na remont samolotu z 1976 roku.

Staruszek.

Wręcz przeciwnie, młodziak! Wspaniała konstrukcja. Wytrzymuje temperatury od -50 do +50 stopni Celsjusza. Części zapasowe to przednia i tylna opona, ewentualnie uszczelki pod kolektory.

Zabiera pan pasażerów?

Jest miejsce dla dwunastu osób. Będą to sponsorzy. Samolot spala 200 litrów na godzinę. Będę leciał 200-300 metrów nad poziomem morza, 160 kilometrów na godzinę.

Po co pilotowi i pianiście był ten Atlantyk?

Do niczego. Nie potrzebuje dodatkowej adrenaliny. Jestem podróżnikiem, specjalizuje się w wyprawach na Syberię, latam samolotami. Odkryłem jednak coś nowego, coś co zapisałem sobie w głowie. Górnolotnie można powiedzieć o dowartościowaniu się, ale to nie o to chodzi. Raczej zdobyciu większej pewności siebie. Żałuję, że nie przepłynąłem Atlantyku, gdy miałem trzydzieści lat.

Dlaczego?

Dobry samochód nic w moim życiu nie zmienił. A zawsze się przy takim upierałem… Do tego skóra i komóra. Po prostu inaczej poukładałbym wartości. Nie uczestniczyłbym w wyścigu. Spokojniej bym żył. Po Oceanie zdałem sobie sprawę, jak małą istotą jestem, chociaż z drugiej strony, gdy go pokonałem, a tym samym swoje słabości, okazałem się w swoich oczach… wielki.

Czy to wszystko zmieniło?

Jestem spokojniejszy. Nic nie muszę. Jestem zdrowy. Nie patrzę na życie z perspektywy chciejstwa, ale całkowitego luzu. Filozof powiedział… Spotkałem w życiu wszystko czego się bałem. A więc gdy się czegoś boisz? Zrób to.