Dlaczego i właściwie po co wywiewa mnie na Antarktydę? Zanim zacznę czuje się w obowiązku pokrótce wytłumaczyć drobne różnice jakie dzielą Arktykę, Antarktykę i Antarktydę. Dlaczego pingwin nigdy nie spotka niedźwiedzia polarnego czy morsa… no chyba, że w zoo, albo u innych szalonych naśladowców braci Heck?
Na pewno każdy z Was słyszał o gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy, której odnalezienie w prosty sposób pozwala na zlokalizowanie Gwiazdy Polarnej i tym samym wyznaczenie kierunku Północnego. I nie, Duży Wóz to nie jest Wielka Niedźwiedzica, a jedynie niewielki jej fragment (tzw. asteryzm). Z kolei wspomniana Gwiazda Polarna, inaczej Polaris, jest najjaśniejszą gwiazdą Małej Niedźwiedzicy. No tak, ale jaki to ma związek z Arktyką? A no taki, że ten wspomniany niedźwiedź z greki nazywa się Arktosem, a kierunek Północny to Arktikos. Nazwa nieprzypadkowa ponieważ w dużym uproszczeniu gwiazda ta znajduje się bezpośrednio nad geograficznym Biegunem Północnym. I tym sposobem doszliśmy do krainy w której żyją i niedźwiedzie polarne, i morsy, i wiele innych zwierząt, ale nie pingwiny!
Ciężar Antarktydy
Kolejny obszar, już z nazwy cięższy, to Antarktyka zlokalizowana po drugiej stronie globu. Nazwa to nic innego jak po prostu coś przeciwnego do Arktyki czyli anty-arktyka. Jej granice zawierają się pomiędzy 60 a 90 stopniem szerokości geograficznej południowej. W ten obszar wpasowuje się kilka mniejszych i większych archipelagów i wysp jak również siódmy kontynent naszej planety czyli Antarktyda. I to właśnie na tym kontynencie żyje największa liczba pingwinów. Bo przy okazji warto dodać, że te występują również w Ameryce Południowej, Afryce, Australii, a nawet na półkuli północnej, bo na Wyspach Galapagos (pingwin równikowy).
Łatwym sposobem na zapamiętanie i nie pomieszanie tych trzech słów, który zaproponował kiedyś Piotrek Horzela na swoim vlogu, klik! jest podzielenie ich w kolejność od najlżejszego, najkrótszego, najprostszego do wymówienia, do najcięższego. Arktyka unosi nam się do góry, a Antarktyka i Antarktyda idą na dno czyli na półkulę południową…
Henio Arctowski i jego stacja badawcza
Jeśli wiemy już gdzie znaleźć Antarktydę, przejdźmy do działającej tam stacji badawczej Instytutu Biochemii i Biofizyki Polskiej Akademii Nauk. To właśnie tam zmierzamy. Stacja zbudowana została w 1977 roku na Wyspie Króla Jerzego wchodzącej w skład archipelagu Szetlandów Południowych, tak więc nie jest położona na kontynentalnej części Antarktydy. To trochę jak z Wielką Brytanią, która jest wyspą, a jednak zaliczana jest do kontynentu europejskiego. W końcu w linii prostej do półwyspu antarktycznego jest raptem 130 km.
Stacja jak każda tego typu placówka nie obyła się bez patrona, a tej trafił się nie byle kto bo sam Henryk Arctowski (stąd stacje często nazywa się po prostu Arctowskim).
Henryk Arctowski był polskim geografem, meteorologiem, glacjologiem i w ogóle człowiekiem renesansu, któremu trafiło się wzięcie udziału w ekspedycji naukowej prowadzonej na żaglowcu Belgica* pod koniec XIX wieku. Kolejnym Polakiem, który był uczestnikiem tej ekspedycji był Bolesław Dobrowolski, którego imienia stacja znajduje się w kontynentalnej Antarktydzie wschodniej, niestety z racji trudno dostępnej lokalizacji niemal od samego początku, czyli roku 1979 nie jest użytkowana, chociaż w ostatnich latach pojawiają się plany jej rewitalizacji i ponownego wykorzystania do prowadzenia badań.
Trzecią z 19-osobowej ekspedycji osobą, o której koniecznie trzeba wspomnieć, był Roald Amundsen pełniący w jej trakcie funkcję pierwszego oficera. W kolejnych latach to właśnie ten facet jako pierwszy człowiek na świecie przeszedł przez przejście północno-zachodnie, co przyrównać można do takiego żeglarskiego K2, poprowadził udaną wyprawę na biegun południowy i wiele wiele innych. Polecam opis jego zmagań z biegunem południowym który przedstawił w swojej książce pt. “Zdobycie Bieguna Południowego”.
*Ciekawostka dla żeglarzy (i takielarzy): Od 2007 roku prowadzony jest w Belgii projekt pod zaskakującym tytułem The new Belgica mający na celu budowę repliki Belgiki. Może wkrótce trafi nam się jakiś nowy Arctowski, Dobrowolski, albo chociaż wolontariusz chętny do pomocy w ukończeniu tego jakże ciekawego projektu?
Test nie do zdania
Jako że Antarktyda jest wciąż jedynym wolnym od Corona wirusa kontynentem, Instytut nie chciał żeby to się zmieniło. Stąd też przed rozpoczęciem rejsu cała tegoroczna grupa w tym ekipa letnia, zimowa i nazwijmy ją rozładunkowo-monterska musiała przejść dwutygodniową kwarantannę, żeby upewnić się, że żaden z nas nie jest chory. Dodatkowo w ciągu tych dwóch tygodni każdy z pensjonariuszy musiał się wykazać w niezdaniu dwóch coronawirusowych testów. Niestety w międzyczasie każdy został zainstalowany we własnym, jednoosobowym pokoju z zakazem wychodzenia na zewnątrz, dalej niż barierki balkonu. Na cały tydzień! Po sukcesie niezdania drugiego testu atmosfera się trochę rozluźniła, a integracja wyszła poza ramy whatsAppowej grupy. Zostaliśmy dopuszczeni do krótkich spacerów na terenie rozległego ośrodka, oczywiście z zachowaniem wszelkich środków ostrożności i z unikaniem obcych włącznie.
Sama kwarantanna odbywała się w sezonowo opuszczonym kurorcie na północy Polski, w ośrodku wciśniętym w sosnowy bór. Obiekt skromny, prosty, ale za to obsługa spisywała się celująco. Posiłkom dostarczanym codziennie pod drzwi również nie można było nic zarzucić, no może prócz ich ogromnych ilości, ale lepiej w tę niż w drugą stronę.
Nowy Arctowski
W 2018 roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeznaczyło sumę 88 milionów złotych na budowę nowej stacji antarktycznej, a sam projekt powstał już w 2015 roku na deskach kreślarskich pracowni Kuryłowicz & Associates. Obecna stacja już dziesięć lat temu świętowała wiek chrystusowy więc nie da się ukryć, że została już trochę nadgryziona zębem czasu. Morskie aerozole i podmywające budynki fale, o huraganowych wiatrach nie wspominając, również zdają się nie być obojętne w kwestii stanu budynków stąd też konieczność budowy nowego obiektu wydaje się być nieunikniona. Całe przedsięwzięcie ma zakończyć się w roku 2024, natomiast znając podejście… warunków pogodowych tam panujących wszystko może się nieco przedłużyć. Na pewno nie pomaga też krótkie letnie okno pogodowe tzw. bezludnych sześćdziesiątek trwające od grudnia do marca. Po tym terminie następują tam stopniowo egipskie ciemności i zaczynają hulać huraganowe wiatry. Podobno najwyższa zanotowana na Arctowskim prędkość wiatru to ponad 280 km/h!
Bocian z delfinem z Mielca
Tu doszliśmy do mojej roli w tym całym przedsięwzięciu, czyli dowodzenie wojskową jednostką o poważnie brzmiącej nazwie KH-200. Rozwijając tajemniczy akronim KH-200 to po prostu kuter holowniczy, a liczba 200 nie oznacza bynajmniej jego długości, bo sama jednostka to nic innego jak trochę większa motorówka z 240-konnym delfinem z Mielca. Generalnie plan jest taki, żeby przy użyciu wspomnianego kutra jak i innego równie taktycznego pojazdu jakim jest krasnyj pławajuszczij transportior sriednij przeprowadzić bezpieczny rozładunek części materiałów potrzebnych do budowy stacji.
Do rozładunku użyty zostanie również park pontonowy (PP-64) używany przez wojska inżynieryjne do budowy tymczasowych przepraw wodnych lub ostatnio modne, pomocy w wypróżnieniu się niejakiej Czajce. Po rozładunku z którym musimy uwinąć się w tydzień, rozpoczniemy przygotowywanie fundamentów pod budowę nowych budynków, ale o tym już po rozładunku…
Tymczasem ruszamy w 40-dniowy rejs podczas którego przejdziemy przez niemal wszystkie strefy klimatyczne, przetniemy równik i południowe koło podbiegunowego!
Tekst napisał i zdjęciami opatrzył: Piotr Bocian Filipkowski
CIEKAWOSTKA
1 grudnia kiedy ziemia w Polsce pokrywa się już zamarzniętymi grudami (przynajmniej w założeniu), na południowej półkuli lato w pełni. To właśnie dzisiaj obchodzimy Dzień Antarktydy, a to z okazji 61 rocznicy podpisania Układu Antarktycznego.