Gdyby kilka lat temu ktoś zapytał mnie, co bym chciała w życiu robić, to taką, być może absurdalną, ale szczerą odpowiedzią byłoby: zostać operatorem kamery (bądź innym pracownikiem technicznym) przy filmach przyrodniczych lub programach Wojciecha Cejrowskiego lub Martyny Wojciechowskiej. Nie było to w żadnym wypadku związane z zamiłowaniem do branży filmowej czy jakimkolwiek talentem w tej dziedzinie. Chodziło właśnie o podróżowanie. Nie o wycieczkę, a o wyprawę. Nie o zachodnią bogatą cywilizację, a o naturę. Dotarcie do dalekich zakątków świata, które wówczas zaczynały się dla mnie tuż po przekroczeniu polskiej granicy. Myślałam, że to niemożliwe, że podróżowanie, jest zamknięte dla zwykłego śmiertelnika, bo przecież potrzeba „wór pieniędzy”. Błąd.
Jak to się stało, że teraz robię to co robię? Ilekroć zadaję sobie to pytanie i doszukuję się źródeł, nie wiem co za nie uznać. Wydaje mi się, że od początku moje życie układało się tak, aby pewnego dnia wylądować na kaukaskiej łące i jeść mleczną czekoladę z bakaliami.
Początkiem mogę nazwać pierwszy wyjazd z rodzicami, bez którego nie pojechałabym prawdopodobnie na obóz w Tatry i Pieniny, gdzie miłość do gór wykiełkowała. Gdyby ta miłość wtedy się nie pojawiła, nie jeździłabym na rajdy szkolne, podczas których pierwszy raz przemierzałam szlaki z dużym plecakiem, a potem szkolne rajdy letnie związane z biwakowaniem pod namiotami, na których to poznałam cudownych przyjaciół.
Początkiem można nazwać też pierwsze samodzielne wyjazdy w góry z Weroniką — to w Gorce, to w Karkonosze, zainspirowane tymi właśnie rajdami szkolnymi lub w końcu pierwsza nasza„wyprawa” na Ukrainę w Czarnochorę, która później przerodziła się w autostopową podróż do Budapesztu. Wyjazd ten diametralnie zmienił nasze życie, otworzył oczy na świat, pokazał, że można.
To góry nas przyciągają, to one są naszą pasją, a autostop daje możliwości by do nich dotrzeć. Stał się już prawie uzależnieniem. Gdzie autostop nas zawiózł? Ukraina, Rumunia, Bałkany, Norwegia. Skąd nas jedynie przywiózł? Gruzja i Armenia przez Turcję, do Polski. Gdzie stanowił główny środek komunikacji? Kirgistan.
Na często zadawane pytanie – jak długo się w dzisiejszych czasach czeka na stopa? – jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Czasami jest lepiej, czasami gorzej. Nieraz wystarczy 5 sekund, ale bywa, że i 4 godziny. Z własnego doświadczenia, mogę powiedzieć, że w całej Europie – od Skandynawii po Bałkany — realia są zbliżone i średni czas czekania to kilkanaście minut. W Gruzji, Armenii i Turcji, możemy być pewni, że zabierze nas jeden z pierwszych mijających nas samochodów, bez względu na liczbę pasażerów jaka już znajduje się we wnętrzu auta. Podobnie jest w Kirgistanie z tą różnicą, że pojęcia autostop nikt tam nie zna i bardzo wyraźnie trzeba zaznaczyć na czym to polega i, że w żadnym wypadku nie potrzebujemy taxi.
A kiedy już dotrzemy do celu… idziemy na szlak albo tzw. „bezszlak”. Najpiękniejsze góry w jakich byłam? Wszystkie. Natura nie tworzy nic szpetnego. Jedyne co może zepsuć górskie krajobrazy to działalność człowieka, tak jak na przykład komunistyczne blokowiska wśród gór w Armenii czy kopalnie odkrywkowe węgla w kirgiskich górach w okolicy miejscowości Ming Kush. Każde góry skrywają w sobie urok. Jest to coś nie do opisania, że mimo wielkiego zmęczenia jakie niesie ten rodzaj turystyki, mimo wielu nie udogodnień, niekiedy nawet bólu, chcemy iść dalej, wyżej, głębiej, w szerokie doliny, wąskie przełęcze, spiczaste wierzchołki. Kąpiel w górskim potoku, tony jagód zjedzonych podczas postoju, maliny, jeżyny, wieczorne ognisko i wmyślone przez Japończyka z Tajwanu zupki Chińskie oraz inne gorące kupki, herbata. Aż w końcu upragniony odpoczynek w namiocie, poranny chłód tuż przed wschodem słońca. Rytualne pakowanie plecaka i w drogę. To wszystko jest bezcenne, oczyszczające, piękne.
Który z wymienionych wcześniej krajów podbił moje serce? Gruzja. Bez dwóch zdań, bez zastanowienia. Numer jeden w moim rankingu. Za co ją kocham? Za krajobraz, za góry! Za Gruzinów, za ich gościnność i pomocną dłoń, za wsie, miasta i miasteczka! Za krowy i prosiaki na ulicy, za gruzińską muzykę, za jedzenie, za wino do dna (raz kocham, raz nienawidzę) i za to, że oni kochają nas – Polaków. Tam zaszczytem jest powiedzieć, że jest się z Polski.
Jak w tytule wspomniane „tanie podróżowanie” rekord nie do pobicia jak mi się wydaje – Norwegia, jeden z najdroższych krajów świata – budżet zero koron norweskich, wydane zero koron norweskich – w podróży 2 tygodnie. Wszystko na plecach: spanie, ubranie, jedzenie i autostop w garści.
Podróżuję w ten sposób już od trzech lat. Tak jak po kilku pierwszych wyjazdach myślałam, że zobaczyłam wiele, że dużo zjeździłam, tak teraz wydaje mi się, że widziałam na razie prawie nic. Jak to się mówi – apetyt rośnie w miarę jedzenia, a „nic ne je nemożne” – jak to powiedział nam pewien Słowak, który przed dwoma laty wiózł nas na stopa.
Autorka: Agnieszka Zenczewska, autorka bloga stopami.pl