Tres Hombres płynęło dwadzieścia jeden dni z Dominiki na Azory, Wylde Swan czternaście dni, w Horcie stoi też czwarty żaglowiec Tenacious.
*** WSZYSTKIE MATERIAŁY KARAIBSKIEJ OPOWIEŚCI ZNAJDZIECIE NA TEJ STRONIE ***
Lustro cud
Ponad 140 lat temu w Sao Miguel na Azorach założono plantacje herbaty. To właśnie po jej liście przypłynęło Trzech Mężczyzn (Tres Hombres). To pierwszy żaglowiec na świecie, który ponownie służy do tego, do czego większość żaglowców w historii została stworzona… handlu. Załadować można w niego tylko trzydzieści pięć ton towaru. Na Dominice kupuje kakao, z którego w Amsterdamie robią czekoladę. Na jego pokładzie nie brakuje beczek z rumem z wysp kanarysjkich i karaibskich, na Azory przyjechał po herbatę, ale także tuńczyka. Na swoim pokładzie ma też wino ładowane z winnicy francuskiej, która nie używa maszyn. Wino przyjeżdża wozami ciągniętymi przez konie. Ładowane jest na pokład i opływa Atlantyk razem z załogą. Podobno ma dzięki temu lepszy smak, przesiąka trudem i energią, którą żeglarze zostawiają na pokładzie. Butelka w sklepie kosztuje 50 euro.
– Chcemy za wszelką cenę pokazać światu, że handel może być fair play, nie niszczyć środowiska – mówi Paulina, jedna z załogantek na Tres Hombres. Jest ich dziewiętnaście osób. Nie mają silnika, lodówki, pryszniców. – O macie lustro! – ucieszyła się Paulina, gdy oprowadzałem ją po Fryderyku Chopinie.
Miesiąc bez mycia
Manewry portowe robią na mnie ogromne wrażenie. Na Chopinie zawsze zaczynają się od kawy dla kapitana, czyli rozpuszczanej z mlekiem na dwa palce i bez cukru. Kawę przy manewrach pija też Buba, pierwszy oficer. Nigdy jej nie zerują, ale rytuał musi być. Manewry przy braku silnika, tak jak na Tres Hombres, potrzebują pewnie kawy z procentami. Widziałem jak to robią. Najpierw na żaglach wpływają do basenu portowego, akurat wieje w odpowiednim kierunku. Na wszelki wypadek wypływa po nich zaprzyjaźniony ponton, dla asekuracji. Aby wyhamować rzucają dryf kotwę z rufy i później kotwicę z dziobu, na końcu kolejną. Stoją na środku basenu portowego Horty.
A co by było gdyby wiało mocniej? Albo w przeciwnym kierunku? Czekali by przed portem na zmianę warunków atmosferycznych. Na żaglach wchodzą tylko gdy jest to możliwe i aby to zrobić należy mieć bardzo zgraną załogę, która w odpowiednim momencie i prędkością zrzuci żagle. Na pokładzie nie mają lodówek, więc kucharz ma prawdziwe wyzwanie. Nie mają też prysznicy, więc załoga nie myła się przez cały ten miesiąc. Sam żaglowiec wybudowany został w 1937 roku, cały jest z drewna, a pod pokładem niewiele miejsca mają dla ludzi. Tylko podziwiać wytrwałości.
Holendrzy mają taki zwyczaj, że na topie masztu w porcie wywieszają czerwoną flagę z numerem kapitana. Dzięki temu inni żeglarze holendescy w porcie wiedzą, kto jest odpowiedzialny za ten żaglowiec. Kapitan Tres Hombres ma numer 61, więc wiemy że to Lammert Osinga dowodzi na pokładzie.
Co się dzieje w kartonie?
Tuż obok stoi Dziki Łabędź (Wylde Swan) z numerem 65, a więc zarządza nim Jeroen Peters. Ten żaglowiec, podobnie jak Chopin służy nauce. Nastolatki uczą się tam morskiego życia i przedmiotów szkolnych. Różnice między tym co na Chopinie, a tym co u nich są duże. Po pierwsze nasi mają dziewięć godzin lekcyjnych, oni tylko cztery dziennie. Nasi muszą nocą wachtować, tamci wzywani są do alarmów tylko w szczególnych przypadkach. Pracę na żaglach wykonują deckhandzi. Tam jest dziewiętnaście uczniów, u nas jest trzydziestu. Pod pokładem też jest inaczej. Na Chopinie większość kajut jest trzyosobowa. Tylko w kartonie mieszka dziewięć osób. Dla wyjaśnienia, karton ma takie imię, bo w Cartoon Network nie zobaczycie takich rzeczy jakie dzieją się w kartonie. Panuje tam kilka zasad: gdy się wchodzi trzeba powiedzieć „swój”, to co jest w kartonie jest wspólne. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że współzałogant chodzi w sztormiaku należącym do kogoś innego. A już ukrycie słodkości czy chrupków w kartonie przed innymi można uznać za cud. Zresztą to nie jest koleżeńskie, nie podzielić się dobrem z innym. – Ale kapitan nie może zaglądać do kartonu! – Wygłosiła trzecią zasadę tej szczególnej kajuty, jedna z trzech Zuz, którą oburzył widok Skwary w drzwiach. Jak wiadomo, na żaglowcu niektórzy mają prawo ustanawiać swoje własne zasady.
Na morzu trzeba sobie pomagać. Tres Hombres pomogli w pobliżu amerykańskiego wybrzeża naszemu podróżnikowi w kajaku Aleksandrze Dobie. Nasz bosman szyje im właśnie żagiel. Na Nieustępliwym (Tenacious) coś o pomocy wiedzą. Żaglowiec istnieje po to, aby przybliżyć morze osobom niepełnosprawnym. Cały jest z drewna, o dziesięć metrów dłuższy od naszego Chopina. W środku luksusowo i bezpiecznie. Jest tak zbudowany, żeby osoby na wózkach inwalidzkich nie miały problemów z poruszaniem się. Mogą zostać nawet wciągnięci na maszty. Żaglowiec stoi za naszą rufą i oba prezentują się wspaniale.
Piękne wnętrza
Coś jest w tej azorskiej Horcie, że w ciągu jednego tygodnia spotykają się aż trzy żaglowce. Mieszkańcy wysp azorskich najdłużej w Europie mogli handlować tranem, mięsem i wielorybimi kośćmi. Teraz już nie mogą, więc tylko polują na nie z aparatem, organizując wyjazdy fotograficzne. O tym gdzie są wieloryby, wiedzą dzięki staremu systemowi obserwacji na wyspach. Jest tu kilku zapaleńców, którzy wstają o świcie i idą na wzgórza by oglądać czy przypadkiem z tafli wody nie unosi się wielorybia fontanna. Po jej wielkości i kącie nachylenia są w stanie ocenić jaki to wieloryb. Dokładnie też wiedzą ile mil od brzegu jest ten wieloryb. Najbardziej cenny jest oczywiście kaszalot, który w nosie ma ogrom tranu. Bardzo rzadko zobaczyć można płetwala błękitnego, ale podobno już wracają. I właśnie jest na nie sezon. Mój rozmówca opowiadał mi, że ci wielbiciele wielorybów są naprawdę opłacani przez miejscowych organizatorów turystycznych, by informowali o tym gdzie spotkać można dane stado. Od niego też wiem, że piętnastotysięczna Horta słyszała już o naszym wypadku. Mikołaj wylądował w szpitalu z zapaleniem wyrostka robaczkowego. Mariusz Wilk, nasz doktor, bodaj najlepszy anestezjolog w kraju, który już tutaj kilka razy wykazał się świetnym wyczuciem i wiedzą uczestniczył w operacji. Chłopak ma podobno piękne wnętrze.
W stronę Starego Kontynentu
Załoga jest dla żaglowca. Nie ma tu indywidualistów. Wszyscy wspólnie za siebie odpowiadamy. Nauczyć się tego, to zdobyć serce pokładu, to czerpać radość z pływania. To znaleźć przyjaźnie na całe życie.
Kiedy to czytacie płyniemy w stronę Anglii. Może właśnie wieje mocny, mroźny północny wiatr. Pocztówki wysłanie z tutejszego baru Peter do was trafiają. Morze przyprawia kuka o szewską pasję, a sternika o ból ramion. Oczy marzną na nawietrznej stronie burty. Świtówka śpi w kojach, ktoś się uczy do klasówki z matematyki. Dzień jest zorganiowany do bólu. Uśmiechnijcie się na myśl o dzielnych żeglarzach. Na pewno uśmiech się przyda.