Vigo – miasto owoców morza, czarownic i narkotyków

Sowy, płomykówki, ropuchy i wiedźmy. Demony, gobliny i diabły, duchy mglistych dolin – tak rozpoczyna się zaklęcie, które czyta się podczas najkrótszej nocy w roku. Zapraszam do opowieści o mieście ryb, wiedźm i narkotyków, czyli galicyjskim Vigo. 

 

Już ponad trzy miesiące mieszkam w Vigo. Miasto znane z serialu, którego akcja toczy się w latach 80-tych XX wieku Kokainowe wybrzeże na platformie Netflix. Do tej pory mają tu problem ze szmuglem. W zeszłym roku policja aresztowała trzech członków załogi łodzi podwodnej, która utknęła na mieliźnie, a która (łódź nie mielizna) służyła tutejszym gangom do przerzutu narkotyków. Znaleziono trzy tony kokainy. W maju tego roku trzysta mil od wybrzeża zatrzymano statek z 4,4 tony tego narkotyku, który miał zostać wyładowany w Vigo.

 

Pulpo – królowa stołu 

Oficjalnie Vigo nazywane jest miastem ryb. Na stronie turystycznej stolicy Galicji czytam, że port daje sześć tysięcy miejsc pracy. Jest też tutaj około trzysta sześćdziesiąt firm zajmujących się handlem owocami morza, które obracają 3,000 milionami euro (nie wiem czy to czytać 3 miliardami Euro) w ciągu roku. A zatem jeżeli jedliście mule w Polsce, pewnie były z Vigo. Hodowle muli ciągnął się wzdłuż poszarpanego wybrzeża. W Vigo, na stołach króluje jednak nie muszla a pulpo.

Pulpo z Vigo

Ośmiornica jest najpierw parzona, a potem gotowana. Jej macki nożyczkami cięte są w plastry, które rozkłada się na drewnianym talerzu. Potem obficie leje się na nią olej i mocno sypie ostrą papryką. Podaje na gotowanych plastrach ziemniaka. – Najlepsze pulpo jest w Bouzas (starej rybackiej dzielnicy Vigo) – Tłumaczy mi Heine, siedemdziesięcioletni żwawy, żylasty i pełen zdrowia pracownik stoczni Metal Ship, którego nazywają tutaj Macgyver, bo nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. – Wino i pulpo to mój osobisty sekret na długowieczność i zdrowie. – dodaje kurząc cygaretkę.

Koledzy opowiadają, że rok temu założył się z dwudziestolatkiem, o to kto szybciej wejdzie po linie na rękach pod sam dach hangaru. Haine wygrał. I patrząc na Macgyver jestem pewien, że to prawda. Pracował na statkach jako takielarz, w największych stoczniach Galicji jako szef dźwigowych. Wygląda na silnego, poza tym jest duszą tego miejsca, często upierdliwą, upartą, ale otoczoną niezmiennym szacunkiem.

Nie dla pulpo

Pulpo jest smaczne, ale ma też swoich wrogów. Na jednym z placów w Vigo, naprzeciwko głównego kościoła de Santa Maria jest graffiti przedstawiające ośmiornicę z napisem Nie jedzcie mnie, w języku galego i angielskim. Ośmiornice są jednymi z inteligentniejszych istot, żyjących w morzu. Potrafią rozwiązywać zadania, rozpoznawać ludzkie twarze. W internecie znajdziecie dużo artykułów na temat tego, czemu należy unikać spożywania tego galicyjskiego przysmaku, ale jednocześnie jeszcze więcej dlaczego wasz pobyt w Vigo nie będzie pełny, gdy nie spróbujecie pulpo. Zostawiam to już waszej ocenie.

Ulice Vigo

Vigo wygląda jak ładniejsza wersja Gdyni. Jedyne co mi się tu nie podoba to brak terenów zielonych. Większość chodników jest wybetonowana i brak na nich drzew. W tym letnim upale byłoby wspaniale łazić w ich cieniu. Za to budynki wyglądają cudownie, wiele w stylu modernistycznym, kilka perełek. Powszechnym jest tu wyburzanie starych kamienic, zostawiając ich fasadę tzw. plomby. Nad niemal każdym budynkiem stoi jakiś pomnik. Łażąc po tych uliczkach ma się wrażenie, że ktoś cię zawsze obserwuje – a to anioł, koń, czy rycerz. Miejscowi rzadko jadają w domach, dlatego pełno tu kawiarni, restauracyjek i pubów – wszystkie są pełne życia. W zasadzie trudno jest znaleźć miejsce bez spożywających tubylców. Uliczki puste są jedynie na czas sjesty (od 1500 do 1900) i w niedzielę.

 

Bruja de Vigo

Jak się spojrzy na mapę Hiszpanii, od razu zauważy się poszarpane wybrzeże Galicji. Jest tu pełno naturalnych zatok, które jak już pisałem, sprzyjają hodowli choćby muli, stanowią idealne schronienie dla floty rybackiej, a także szmuglerów narkotyków. Legenda głosi, że to wybrzeże powstało, gdy Bóg odpoczywał.

Bóg pracował sześć dni, stwarzając Świat. Siódmego dnia odpoczął. Gdy się podnosił po sjeście, poślizgnął się na kamieniu (prawdopodobnie Azory) i oparł rękę o ziemię. Dokładnie tutaj w Galicji. I rzeczywiście zatoki, patrząc z góry, wyglądają tak, jakby odcisnęła się tu boska dłoń. Między wodami są górzyste półwyspy, które słyną z sabatów czarownic.

Pomnik w Vigo

Tutaj wiedźma dosiadająca smoka

Po hiszpańsku czarownica to bruja, a po galicyjsku maiga. Wiedźmy dosiadające miotły to dość powszechny symbol na ulicach Vigo. Jest tu piekarnia z czarownicą wzbijającą się w powietrze na bagietce, jest budynek z kogutem na dachu, w kształcie czarownicy na miotle. Podobne naklejki znajdziemy na samochodach. Zadałem sobie pytanie o co chodzi z maigami, jak je znaleźć? Oto co na razie wiem.

W noc Świętojańską galicjanie tłumnie wychodzą na plaże, gdzie rozpalają ogromne ogniska. Na tych ogniskach przygotowują sobie queimada – poncz z galicyjskiego augardente – spirytusu destylowanego z resztek produkcji wina. Jest to napój alkoholowy z dodatkiem kawy, ziół i cukru. Przygotowany jest w specjalnej glinianej misce, a pity z glinianych kubków. Podczas rytuału picia, jedna z osób czyta zaklęcie, które ma na celu odpędzić złe duchy, przyciągnąć szczęście. Zaklęcie jest długie. Zaczyna się tak: Sowy, płomykówki, ropuchy i wiedźmy. Demony, gobliny i diabły, duchy mglistych dolin. Wrony, salamandry i czarownice,… A kończy tak:

Z tym miechem będę pompować,

płomienie tego ognia który wygląda jak z piekła rodem,

a czarownice będą uciekać,

okrakiem na ich miotłach,

wykąpią się na plaży gęstych piasków.

Słyszycie!

Usłyszcie ryki tych, którzy palą się w ognistej wodzie,

stać się tak oczyszczonymi.

A kiedy ten napój spływa nam do gardeł,

uwolnimy się od zła naszej duszy i wszelkiego uroku.

Siły powietrza, ziemi, morza i ognia,

do was mówię:

jeśli to prawda, że macie więcej mocy niż ludzie,

tu i teraz, stwórzcie duchy przyjaciół,

którzy są na zewnątrz,

weźcie udział z nami w tej Queimadzie.

Queimada wzięła się prawdopodobnie od Celtów, którzy zamieszkiwali te tereny. A wymienione tu wiedźmy nie są jedynymi w historii tych terenów.

Inkwizycja w Vigo

María Soliña była kobietą z Vigo oskarżoną o czary. Od jej procesu minęło już ponad czterysta lat, a do tej pory śpiewa się balladę o jej samotności i tragedii. W 2012 roku nakręcono o niej dokument A Paixon de María Soliña reżyserii Emilio J. Fernández, Alfonso Castaño.

W 1617 roku tureccy piraci zrównali z ziemią Cangas (miasto naprzeciwko Vigo). Ponad stu zabitych, 150 podpalonych domów. Ludzie uciekli w góry, kobiety którym się to nie udało zostały zgwałcone, mężczyźni pojmani i sprzedani jako niewolnicy. Ci co ocaleli popadli w szaleństwo. Jedną z takich kobiet była María Soliña. Wcześniej miała dobrą pozycję społeczną. Była żoną dobrze prosperującego rybaka Pedro Barba. Mieli kilkoro dzieci, więc może jej potomkowie do dziś tu żyją?

Grabieże i zniszczenia turków pozbawiły szlachty dochodów. Musieli jakoś uzupełnić swoje dobra i postanowili zabrać się za majątek m.in. Marii. Oskarżyli ją o czary wraz z innymi ośmioma kobietami z miasta Cangas. Dowodem było to, że co noc chodziła sama na jedną z plaż. Zignorowano fakt, że prawdopodobnie dlatego bo na niej właśnie zginął jej mąż i brat, zamordowani przez Turków. Twierdziła, że chodziła tam aby modlić się o ciało męża i brata, aby otrzymali chrześcijański pogrzeb. Święte Oficjum Inkwizycji w Composteli uznało ją winną czarów. Nie została spalona na stosie, ale nakazano jej noszenie przez sześć miesięcy sambenito, szaty używanej do publicznego okazania skruchy za swoje grzechy, a przez hiszpańską inkwizycję uważanej do wskazania skazanych przez sąd. Uznawane było za symbol hańby.

Jak umarła María Soliña nie wiadomo. W czasie procesu miała siedemdziesiąt lat, więc pewnie długo nie pożyła. Straciła cały swój majątek odziedziczony po mężu. Mówi się, że wciąż żyje i pojawia się w Cangas.

To nie koniec mojej opowieści o Galicji. Będę wrzucał teksty i zdjęcia z moich wypraw. Polecanych przeze mnie miejsc do zobaczenia, odwiedzenia. Mam nadzieję, że komuś przyda się ta wiedza. 

Queimada zaklęcie

Mouchos, curuxas, sapos e bruxas.

Demos, trasgos e diaños,

espíritos das neboadas veigas.

Corvos, píntegas e meigas:

feitizos das menciñeiras.

Podres cañotas furadas,

fogar dos vermes e alimañas.

Lume das Santas Compañas,

mal de ollo, negros meigallos,

cheiro dos mortos, tronos e raios.

Ouveo do can, pregón da morte;

fuciño do sátiro e pé do coello.

Pecadora lingua da mala muller

casada cun home vello.

Averno de Satán e Belcebú,

lume dos cadáveres ardentes,

corpos mutilados dos indecentes,

peidos dos infernais cus,

muxido da mar embravecida.

Barriga inútil da muller solteira,

falar dos gatos que andan á xaneira,

guedella porca da cabra mal parida.

Con este fol levantarei

as chamas deste lume

que asemella ao do Inferno,

e fuxirán as bruxas

a cabalo das súas vasoiras,

índose bañar na praia

das areas gordas.

¡Oíde, oíde! os ruxidos

que dan as que non poden

deixar de queimarse no augardente

quedando así purificadas.

E cando este beberaxe

baixe polas nosas gorxas,

quedaremos libres dos males

da nosa alma e de todo embruxamento.

Forzas do ar, terra, mar e lume,

a vós fago esta chamada:

se é verdade que tendes máis poder

que a humana xente,

eiquí e agora, facede que os espíritos

dos amigos que están fóra,

participen con nós desta Queimada.

Owls, barn owls, toads and witches.

Demons, goblins and devils,

spirits of the misty vales.

Crows, salamanders and witches,

charms of the folk healer(ess).

Rotten pierced canes,

home of worms and vermin.

Wisps of the Holy Company,

evil eye, black witchcraft,

scent of the dead, thunder and lightning.

Howl of the dog, omen of death,

maws of the satyr and foot of the rabbit.

Sinful tongue of the bad woman

married to an old man.

Satan and Beelzebub‘s Inferno,

fire of the burning corpses,

mutilated bodies of the indecent ones,

farts of the asses of doom,

bellow of the enraged sea.

Useless belly of the unmarried woman,

speech of the cats in heat,

dirty turf of the wicked born goat.

With this bellows I will pump

the flames of this fire

which looks like that from Hell,

and witches will flee,

straddling their brooms,

going to bathe in the beach

of the thick sands.

Hear! Hear the roars

of those that cannot

stop burning in the firewater,

becoming so purified.

And when this beverage

goes down our throats,

we will get free of the evil

of our soul and of any charm.

Forces of air, earth, sea and fire,

to you I make this call:

if it’s true that you have more power

than people,

here and now, make the spirits

of the friends who are outside,

take part with us in this Queimada.