Agrafka i sznurek w Azji: podróż to spotkanie z Innym [WYWIAD]

Przed wyjazdem wiedzieliśmy jedno. Nie chcemy po prostu przejechać i obejrzeć kilkunastu czy kilkudziesięciu krajów. Pokonanie dziesiątków tysięcy kilometrów, powinno otwierać drogę do czegoś głębszego, niż jedynie zachwyt nad polem ryżowym, kuchnią, zachodem słońca, czy też własną zapobiegliwością, umiejętnościami i siłami. Potrzebny jest cel nadrzędny wobec samej podróży. Wyjechaliśmy więc, próbując przyjrzeć się nam, Europejczykom, oczami osób z państw spoza kontynentu europejskiego, z którymi spotykamy się codziennie po drodze.

Na ich stronie internetowej (www.agrafkaisznurek.blogspot.com) można przeczytać: “Dorota i Bartek, romanistka i rusycysta. W maju 2014 postanowiliśmy opuścić Polskę na jakiś czas. Obecnie mieszkamy w Bangkoku. W podróżowaniu podoba nam się odkrywanie na nowo tzw. oczywistości kulturowych. U nas i Innych. Nie podoba nam się wczesne wstawanie i pakowanie śpiworów”.

Kiedy zwrócili się do nas z prośbą o podjęcie ich wyprawy patronatem medialnym – nie mogłem odmówić. Dorota i Bartek są przykładem tego, że – jakkolwiek trywialnie to brzmi – chcieć to móc. Chcieć: podróżować, poznawać, rozumieć. Nie tylko zaliczać kolejne kraje, ale wsiąkać w krajobraz, być gotowym do spotkania z Innym oraz z samym sobą i całym kulturowym bagażem, jaki ze sobą wozimy. Poznajcie ich – bardzo warto!

Stopniowe przemieszczanie

Dorota i Bartek, romanistka i rusycysta – przyznajcie się, łączą Was nie tylko zainteresowania podróżnicze i kulturowe, prawda? 

Dorota, Bartek: Znamy się jakieś ośmiu lat, a od czterech jesteśmy małżeństwem, więc łączą nas nie tylko podróże i przeżycia z nimi związane… Niemniej jednak mamy bardzo różne osobowości i charaktery – czyli także wiele nas dzieli!

Agrafka i sznurek1

Od maja ubiegłego roku jesteście w Azji. Planujecie wrócić do Polski za rok. Gdzie Was powiodła podróż i gdzie planujecie się jeszcze udać?

Dorota, Bartek: Podróż rozpoczęliśmy od Rosji. Postanowiliśmy poruszać się wyłącznie drogą lądową. Nie dlatego, żeby to miało być jakimś wyzwaniem, ale dlatego, że naszym zdaniem tylko takie stopniowe przemieszczanie się daje szansę poczuć przestrzeń, zmieniający się krajobraz, pogodę. Innych także ludzi spotykamy w pociągach, „marszrutkach” i na dworcach, a innych na lotniskach. Dwa razy jednak musieliśmy skorzystać z samolotu, ze względów niezależnych od nas, tzn. zamknięte granice lądowe dla obcokrajowców (tak było między Birmą i Bangladeszem).

Kolej transsyberyjska zawiozła nas nad Bajkał. Stamtąd ruszyliśmy do Mongolii. Potem były: Chiny i Hongkong, Laos, Wietnam, Kambodża, Tajlandia, Malezja, Singapur. Od stycznia tego roku mieliśmy osiąść na jakiś czas w Indiach, gdzie Dorota miała pracować w szkole. Ponieważ jednak nie udało nam się dostać niezbędnej do pracy wizy, musieliśmy zmienić plany. Pojechaliśmy więc do Birmy i Bangladeszu, choć wcześniej o tym nie myśleliśmy. I dobrze się stało, bo oba kraje, bardzo różne, dostarczyły nam wielu wrażeń. 

Szczęśliwym zbiegiem różnych, przedziwnych okoliczności, od stycznia 2015 zamieszkaliśmy w Bangkoku. Było to chyba największe zaskoczenie wyjazdu, bo w stolicy Tajlandii, po której nie spodziewaliśmy się wcześniej niczego specjalnego, od razu poczuliśmy w powietrzu pozytywną energię. Traf chciał, że zanim rzeczywiście zdecydowaliśmy się tam zatrzymać na dłużej, znalazły nas praca i mieszkanie. Uznaliśmy to za dobry omen i zostaliśmy. Niemal pół roku spędzone w Bangkoku szybko minęło i już za kilka dni lecimy do Indonezji, gdzie Dorota odbędzie staż na Uniwersytecie w Dżakarcie. 

Co dalej? Na razie wiemy tylko tyle, że około października/listopada chcemy być w Chinach Zachodnich, Tybecie i Azji Centralnej. I potem powoli kierować się w stronę Europy, zahaczając pewnie na chwilę o Kaukaz. A co wyjdzie? Zobaczymy!

Być sobą – pełną gębą

Skąd pomysł na taką podróż? Wiem, że nie jest to szalona ucieczka z korporacji, prawda?

Dorota: Nie, ten wyjazd jest wszystkim, tylko nie ucieczką. Pomysł zrodził się kilka lat temu – czekaliśmy tylko na odpowiednią chwilę, gromadząc fundusze. W moim przypadku cezurą był skończony doktorat. Swoje życie sprzed tego wyjazdu również bardzo lubiłam. Zresztą zawsze dużo podróżowałam, miałam okazję przebywać i pracować w kilku krajach oraz mam to szczęście, że moja nieetatowa praca jako pilot wycieczek i tłumacz daje mi mnóstwo wolności i frajdy. Nie mogę więc powiedzieć, że się nudziłam. Natomiast chciałam spróbować czegoś nowego i dla mnie był to bardzo naturalny, kolejny etap mojego życia.

Bartek: Dobre pytanie. Przed wyjazdem długo szukałem na to odpowiedzi. Zdecydowałem się na wyjazd w chwili, kiedy żyło nam się dobrze. Nie mogłem narzekać na pracę, nudę, czy brak możliwości. Odczuwałem jednak brak czegoś, co trudno było mi nazwać. Teraz już wiem, że brakowało po prostu czasu. Czasu na myślenie i kombinowanie. Czasu na bycie sobą pełną gębą. Wyjazd pozwolił na rozwinięcie skrzydeł, dzięki czemu mogę na spokojnie zająć się realizacją tego, co chodzi po mojej głowie.

Agrafka i sznurek2

Napięcie Swój – Obcy

Co wyróżnia Waszą podróż spośród innych? Przekonujecie m.in., że chcecie poszerzyć refleksję o Europie z perspektywy jej tzw. peryferiów. Co to oznacza?

Dorota: Nie wiem, czy coś ją wyróżnia. Dla nas jest ona wyjątkowa, bo w niej uczestniczymy, to chyba jasne. Ale obiektywnie rzecz biorąc, nie robimy niczego nadzwyczajnego. Nie interesuje nas na pewno „zaliczanie” krajów czy miejsc. Teraz nawet myślę, że może jeździliśmy „za szybko”, choć na każdy kraj przeznaczaliśmy mniej więcej miesiąc. Dziś sądzę, że może warto by było pojechać np. tylko do trzech, ale zostać tam dłużej. No ale są jeszcze kwestie praktyczne, np. wizy i taki dłuższy pobyt nie zawsze jest łatwy do zorganizowania.

Od dawna interesuje mnie zagadnienie Innego, tego przez duże „I”. Dla mnie napięcie na linii Swój-Obcy jest sednem podróży. Krajobrazy, czasem nawet zabytki czy architektura są miłym dla oka „dodatkiem”, estetyczną przyjemnością. Natomiast przygodą poznawczą są, moim zdaniem, wszelakie różnice na tle kulturowym. „Kręci mnie” dostrzeganie różnych subtelnych niuansów i zastanawianie się nad tym, jak jesteśmy odbierani. 

W Vientiane długo siedzieliśmy pod jedynymi w mieście delikatesami (z cenami europejskimi), pod które podjeżdżały wielkie jeepy, a klientela składała się wyłącznie z tzw. ekspatów i białych turystów. Potem my idziemy kilka kilometrów na wylotówkę z Vientiane i czekamy trzy godziny w kurzu i upale łapiąc stopa, mówiąc, zgodnie z prawdą, że mamy mały budżet. Bardzo mnie ciekawi, co wtedy miejscowi o nas myślą. Z powodu bariery językowej (niestety!) rzadko mieliśmy okazję do takich rozmów. W Birmie, nad jeziorem Inle, łódki dla turystów mają fotele (!) i koce, choć ledwo się tam mieszczą, bo z pewnością nie było projektowane z takim zamysłem. Nawiasem mówiąc, wygląda się w takim czymś naprawdę głupio, zwłaszcza gdy obok przepływa łódź z dwudziestką miejscowych, siedzących na podłodze. Knajpki dla turystów i dla miejscowych różnią się nie tylko stopniem ostrości potraw, ale także wystrojem. 

Agrafka i sznurek5

Podobnych przykładów jest wiele i choć brzmią one trywialnie, wydają się może błahe, to skłaniają mnie do refleksji nad świadomym podróżowaniem, niekończącym się kolonializmem i europocentryczną („zachodocentryczną”) wizją świata. Ta ostatnia przeniknęła niezwykle głęboko do świadomości nie tylko nas, Europejczyków, ale także tych wszystkich „Innych”, którzy zawsze byli warstwą oddolną. Ciekawi mnie więc jak Inny, czyli w kontekście naszych wojaży, mieszkaniec krajów azjatyckich, postrzega nas. Przecież my też jesteśmy dla niego Innym! Czasem jednak trudno sobie zdać z tego sprawę, bo lata wtłaczania do głów teorii o zachodniej „wyższości” są uznawane dla wielu za oczywiste. Z kolei my sami, na własnej skórze, odczuwamy negatywne skutki uogólnień, kiedy biorą nas np. za Amerykanów, a co za tym idzie, za bogaczy. A przecież „Zachód” „Zachodowi” nierówny. Mimo to, zarówno Amerykanin jak i, powiedzmy, Mołdawianin, będą w oczach np. Azjatów, wrzucani do jednego wora – tego z bogatymi białasami. Oczywiście, uogólniam, ale to trochę tak wygląda. Moglibyśmy przytoczyć tu jeszcze wiele przykładów, ale ponieważ dyskusja mogłaby się niebezpiecznie wydłużyć, poprzestańmy na tym.

Bartek: Dorzucę w tym miejscu jeszcze trzy grosze od siebie. Wyjechać może każdy z nas, a sama podróż, nawet ta najdalsza, nie jest niczym nadzwyczajnym. Myślę, że warto to sobie uzmysłowić zanim wyjedziemy, żeby nie mieć po powrocie zbyt wygórowanych oczekiwań co do własnych wyczynów. Takich jak my „podróżników” jest tysiące, o czym przekonujemy się często na trasie. 

Przed wyjazdem wiedzieliśmy jedno. Nie chcemy po prostu przejechać i obejrzeć kilkunastu czy kilkudziesięciu krajów. Pokonanie dziesiątków tysięcy kilometrów, powinno otwierać drogę do czegoś głębszego, niż jedynie zachwyt nad polem ryżowym, kuchnią, zachodem słońca, czy też własną zapobiegliwością, umiejętnościami i siłami. Potrzebny jest cel nadrzędny wobec samej podróży. Wyjechaliśmy więc, próbując przyjrzeć się nam, Europejczykom, oczami osób z państw spoza kontynentu europejskiego, z którymi spotykamy się codziennie po drodze. 

Cyganie z Kirgistanu, Tadżykistanu, Uzbekistanu

Zainteresowanie „Innym” to także projekt poświęcony Cyganom w Azji Środkowej (Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan). Zastanawiacie się nad „problematyczną tożsamością grupy Luli oraz doraźnym nomadyzmem jako remedium na represje”. Powiedzcie coś więcej na temat projektu.

Dorota, Bartek: Cyganie środkowoazjatyccy stanowią odrębną cygańską grupę. Nie tylko nie identyfikują się z Cyganami z Rosji czy innych krajów słowiańskich, ale dosyć znacznie różni ich fakt, że Romowie z Azji Centralnej mogli dawniej swobodnie prowadzić nomadyczny lub półnomadyczny tryb życia, podobnie jak wielu Nie-Cyganów z tego regionu geograficznego. Ten status quo istniał aż do końca 1922, czyli do powstania ZSRR.

Nowa władza radziecka podjęła wiele prób zasymilowania Romów z resztą obywateli. Wszystko po to, aby od początku budować radzieckie, socjalistyczne społeczeństwo. Udało się to tylko w pewnym stopniu, głównie tam, gdzie utworzono kołchozy i spółdzielnie przemysłowe. 

W czasie II wojny światowej liczne rodziny cygańskie powróciły do nomadycznego i półnomadycznego trybu życia. Natomiast po wojnie, uchwalony za rządów Nikity Chruszczowa w 1956 r. dekret o konieczności przechodzenia Cyganów do osiadłego trybu życia przyspieszył proces ich sedentaryzacji.

W 1989, kiedy w pośpiechu i chaosie tworzyły się nowe, poradzieckie państwa, część Cyganów wróciła do wędrownego trybu życia. Było to spowodowane kolejnymi zmianami polityczno-gospodarczymi oraz faktem, że w nowym, kapitalistycznym ustroju, Cyganie stali się znów najbardziej stygmatyzowaną grupą społeczną, dotkniętą licznymi represjami. Dlatego też czasami ich wędrówka nie była tylko wyborem, ale i koniecznością.

W wyniku ostracyzmu społecznego, represji, fali emigracji, polityki zmierzającej do stworzenia „człowieka radzieckiego”, Cyganie Środkowoazjatyccy stali się wspólnotą pozbawioną jednoznacznych wyznaczników tożsamościowych. Gdy migrowali do Rosji lub Europy Wschodniej, nie integrowali się ani z grupą Russka Roma ani z grupami Romów Słowiańskich. Ich wiara w islam również nie do końca pokrywa się z praktykami „regularnych” muzułmanów. 

To wszystko sprawia, że Romowie z Azji Centralnej są grupą wyjątkowo skomplikowaną, jeśli chodzi o ich przynależność etniczną, narodowościową, językową i religijną. 

Planujemy odwiedzić rejony zamieszkane przez Cyganów w Kirgistanie, Tadżykistanie i Uzbekistanie. Zainteresowaliśmy tym pomysłem Muzeum Dialogu Kultur w Kielcach oraz kilka innych osób i organizacji, które poparły tę inicjatywę. Jeśli wszystko się powiedzie, chcielibyśmy stworzyć publikację i wystawę zdjęć, która przybliżyłaby nam tę grupę i być może stała się punktem wyjścia do debaty o wykluczeniu i skomplikowanej tożsamości. Moim zdaniem, takich pytań i dyskusji nigdy za wiele.

Dobrzy ludzie, tania whisky

Pozwólcie, że zejdę w naszej rozmowy na poziom przyziemnych tematów. Dwuletnia podróż to kosztowne przedsięwzięcie. Jak zdobywacie środki na jej realizację?

Dorota: Myślę, że nie jesteśmy pierwszymi, którzy powiedzą, że fakt, iż podróż MUSI dużo kosztować to mit. Osobiście wydaje mi się, że wydajemy mniej niż w Polsce. Nie dlatego, że Azja jest odrobinę tańsza (choć kwestia bajecznie taniej Azji to kolejny mit do obalenia), ale dlatego, że mamy mniejsze potrzeby. Staramy się optymalizować wydatki tak, aby zapewnić sobie maksymalnie dużo wrażeń za jak najmniejsze pieniądze. Przykładowo: nie wyobrażam sobie nie wejść do Zakazanego Miasta, nawet jeśli jest drogie, bo od lat to miejsce za mną chodziło i wrażenie z bycia tam jest bezcenne. Mogę jednak za to maksymalnie zaoszczędzić na noclegu czy środku transportu. Poza tym, największym luksusem jest czas. Jeśli nawet nie mamy pieniędzy, ale mamy dużo czasu, to już jest dobrze! Poza tym, nie ma cudów – środki najzwyczajniej w świecie stopniowo odkładaliśmy, kontrolujemy wydatki i pracujemy online w ramach możliwości.

Agrafka i sznurek4

Spróbujmy podsumować. Podkreślacie mocno starą prawdę, że nie liczy się cel, ale sama podróż. Jakie jest Wasze rozumienie idei podróżowania? 

Dorota: Tak, jak wspominałam, dla mnie liczy się przede wszystkim spotkanie z drugim człowiekiem, stworzenie sytuacji, w której zostaniemy zaakceptowani i dana nam zostanie możliwość wypracowania tej akceptacji. To także nauka pokory i odkrywanie na nowo tzw. oczywistości kulturowych, które w nowym kontekście stają się niezwykle ciekawe i inspirujące. Zgadzam się z najnowszymi tendencjami w ramach antropologii, która zamiast szukać „dzikusa” na Wyspach Trobrianda, pochyla się nad sąsiadem, który, o dziwo, może być idealnym „przedmiotem” badań. Dokładnie tak jak my.

Bartek: Podróż to możliwość poznania. Nieważne, gdzie jestem, w każdym z miejsc poznaję i wzbogacam własną wiedzę. Nie potrzebuję w tym celu widoków, ani zabytków, które poleca mi przewodnik. Nie potrzebuję zdjęć, do których prawie na pewno nigdy już nie wrócę, bo ich nagromadzenie sprawia, że zaczynają tonąć we własnej zbieraninie, a ich znaczenie bezpowrotnie zanika. Nie jest też ważne, jak się gdzieś dostanę i jak daleko pojadę. Podróż ma nas uwrażliwiać i wzmocnić. W moim przekonaniu, wyruszamy, aby zrozumieć świat, który do tej pory znaliśmy z wycinków czyichś subiektywnych relacji, czyli świat, którego smaku nie znamy wcale. Wyjazd albo podróż powinny otwierać oczy.

Czego można Wam życzyć na dalsze etapy podróży?

Dorota: Dobrych ludzi, którzy zechcą „kupić” naszą historię o nas. I będą na nas patrzeć jak na Dorotę i Bartka.

Bartek: Taniej whisky, puszystych kotów i jak najwięcej cierpliwości do krajów „wysoko rozwiniętych”.

No to ode mnie i od naszych Czytelników: dobrych ludzi i taniej whisky!