Właśnie mija rok od moich wczasów na Zanzibarze. Wczasów, bo była to podróż z jednym właściwie celem: odpocząć po ciężkim roku. Cel zrealizowany w stu procentach! Ale jak każda podróż, tak i ta okazała się nie tylko czasem wygrzewania tyłka na rajskiej plaży.
Tylko 1 proc. populacji Zanzibaru stanowią chrześcijanie, zdecydowana większość (98%) to muzułmanie. Nie ma tu więc tradycji związanych z Bożym Narodzeniem, no może poza tymi, które serwują ośrodki turystyczne (trudno je nazwać hotelami, bo oferują wynajmującym bungalowy o różnym standardzie, z centralną stołówką, wspólnym barem itp.). Ale one i tak ograniczają się do zupełnego minimum. Jeśli więc szukacie odpoczynku od gorączki świątecznej nocy, zakupowego szaleństwa czy rodzinnych niekończących się posiedzeń, a do tego w podrównikowym klimacie, z temperaturą utrzymującą się powyżej 30 stopni i 12 godzinami pełnego słońca każdego dnia – to miejsce idealne dla Was. Przez trzy tygodnie, które tam spędziłem odpocząłem tam jak chyba nigdy dotąd!
Nie do końca wierzyłem zapewnieniom przyjaciół, że Zanzibar jest rajską wyspą. Ale nie ma w tym przesady. Jasne, raj to głównie dla plażowiczów (takiego lazurowego oceanu nie ma chyba nigdzie!) i fanów wodnych atrakcji (to jedno z najlepszych miejsc na świecie do uprawiania kitesurfingu). Ale poszukujący innych wrażeń także znaleźć mogą coś dla siebie.
Z rzeczy wyjątkowych wrażenie robi na pewno Stone Town, stara część miasta Zanzibar, która znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. To prawdziwa mieszanka kultury arabskiej, europejskiej, indyjskiej i afrykańskiej, z charakterystycznym bardzo wąskimi uliczkami i bogato zdobionymi drzwiami, które jednoznacznie kojarzą się z wyspą. Z wyraźnymi, egzotycznymi zapachami, z codziennym wieczornym festiwalem kulinarnym, gdzie zjeść można wyłowione tego samego dnia dary oceanu.
Bo Zanzibar to także wspaniałe smaki. Ośmiornice, olbrzymie krewetki, owoce – wszystko świeże i aromatyczne. Tylko te europejskie przeszczepy zawsze odgrzewane: nieśmiertelne frytki czy drobiowe mięso. Ale któż chciałby się nimi stołować?
Kiedy już odpoczniesz na plaży, wypijesz kolejnego drinka z palemką, rusz tyłek poza bramy ośrodka. Tuż za ogrodzeniem jest Afryka i jej mieszkańcy ze swoimi sprawami, biedą, z trudnym dostępem do wody. Ze skomplikowanymi relacjami z Tanzanią, z częstymi awariami prądu na całej wyspie. Ale i z gościnnością. Wynajmij więc skuter, pojedź do Jozani, do ślicznego parku narodowego, gdzie oprócz bujnej roślinności można spotkać czerwone gerezy. Albo na jedną z plantacji przypraw i sprawdź jak w naturze wygląda gałka muszkatołowa. A przede wszystkim rozmawiaj z ludźmi!
Zanzibar jest dalekim, egzotycznym miejscem. Jest bardzo przyjazną europejczykom odsłoną Afryki. A jednocześnie potrafi zachwycić tych, którzy szukają czegoś więcej. I tego zachwytu życzę Wam wszystkim, nie tylko na święta.